Szydło jedzie do USA. Tylko po co?


No i mamy kolejny wielki sukces naszej mocarstwowej dyplomacji... Po urojonych spotkaniach A. Dudy z prezydentem Obamą, teraz B. Szydło szuka szczęścia w USA.

Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że Szydło jedzie tam, aby odbyć spotkania z najwyższymi władzami USA. Jak donoszą media narodowe, Szydło jedzie do USA na zaproszenie Sekretarza Generalnego ONZ i prezydenta Francji, czyli osób raczej nie związanych z waszyngtońską administracją. Równie dobrze mogłaby pojechać do Radomia na zaproszenie Dalajlamy i wójta Stanisławic. W sumie nie dziwię się - po nocnym ataku Macierewicza na NATO i ogłoszonym przez Waszczykowskiego "odejściu od murzyńskości" amerykańska dyplomacja już nie chce mieć nic do czynienia z przedstawicielami polskiego pararządu.

Efekt jest taki, że Pani z Broszką wybrała się na trzy dni do Stanów, aby - jak można wyczytać w programie imprezy - złożyć kwiatki ku czci, pokręcić się trochę po nowojorskiej giełdzie, posiedzieć na jakiejś mało istotnej konferencji polonijnej, podpisać porozumienie klimatyczne, zjeść darmowy lunch w ONZ i pójść do kościółka w miejscowości Doylestown. Oczywiście wszystko za pieniądze podatników.

W sumie to zamiast marnować paliwo (szczyt klimatyczny, heh...)  Szydło mogłaby zostać w domu. Świat nie zauważyłby różnicy. Ale jak widać, nasz umiłowany rząd ma ogromną potrzebę zaistnienia na forum międzynarodowym, pokazania się tu i ówdzie w świetle fleszy i robienia sobie PR jako światowej potęgi gospodarczej. Z Beatą Szydło w roli europejskiego lidera, jednogłośnie wybranego przez Waszczykowskiego...


No cóż, ten sen szybko się skończy. Jak zwykle z ręką w nocniku...




Szydło jedzie do USA. Tylko po co? Szydło jedzie do USA. Tylko po co? Reviewed by ogrodnik.january on 02:44 Rating: 5

Brak komentarzy

Losowy wpis z archiwum